Bardzo Daleki Wschód.
„Na
południe od granicy, na zachód od słońca” była pierwszą przeczytaną przeze mnie
powieścią japońskiego pisarza. Sama nie wiem teraz czemu, ale podeszłam do
niej z mieszaniną fascynacji i niecierpliwego oczekiwania i choć książkę dosłownie
pochłonęłam w jeden wieczór, powyższe uczucia bardzo szybko ze mnie wyparowały.
Pochłonęłam przede wszystkim z racji tego, że język był łatwy i przyjemny a i
fabuła nie pozostawała szczególnie skomplikowana. Niemniej jednak byłam
rozczarowana. W związku z tym zdążyło upłynąć sporo wody w Wiśle, zanim
zdecydowałam się dać Murakamiemu drugą szansę i tym razem wybór padł na „Norwegian
Wood”. (Muszę przy tym uczciwie przyznać, że nie wybierałam akurat tych tytułów
z czystą premedytacją, a raczej tylko dlatego, że akurat [nie]szczęśliwym
trafem wpadły mi w ręce). Niestety dostałam niemal to samo, co w przypadku „Na
południe od granicy…”… Główny bohater – nijaki, miałki, beznamiętny, pozbawiony
jakiejkolwiek osobowości napotyka na swojej drodze same niesamowite i na wskroś
oryginalne kobiety, z którymi nie wie co zrobić i które w końcu bezpowrotnie
traci w wyniku swojego niezdecydowania. Cóż, bez tego nie byłoby pewnie
powieści. Dosyć powolna fabuła okraszona jest miejscami mocno męczącymi
dialogami, zdawałoby się o niczym, a do tego na każdym kroku przygniata nas
fala samobójstw z niewiadomych przyczyn, najczęściej młodych ludzi. Zaczynam
domniemywać, że samobójstwo to jakaś moda wśród japońskich nastolatków albo nieuleczalna,
mentalna choroba społeczeństwa dalekiego „kraju kwitnącej wiśni”. Wszystko
razem sprawia, że książka już na sam koniec staje się po prostu mdła.
Być
może mój brak entuzjazmu i zachwytu, czy może nawet zrozumienia twórczości
Murakamiego, wynika z mojej nieznajomości kultury Dalekiego Wschodu i
mentalności Japończyków. Mimo to, nawet ja jestem w stanie dostrzec tu również
pozytywne strony. Urzekającego liryzmu i spokoju płynącego z kart powieści
trudno bowiem nie zauważyć i to chyba właśnie to sprawia, że nie można obok
Murakamiego przejść obojętnie, nawet jeśli skończy się z nim swoją przygodę
tylko na jednej książce. Smak uroku tu zawartego pozostaje. Ja spróbuję jeszcze raz, za jakiś czas. Do trzech razy
sztuka.