poniedziałek, 24 lutego 2014

Tessa d'Uberville



Tessa d’Uberville – historia kobiety wyklętej.





Wyklęta i przeklęta od chwili narodzin aż do momentu samej śmierci…
             
           Thomas Hardy roztacza przed nami angielski XIX wiek w pełni rozkwitu ze swymi konwenansami i protestanckim moralizatorstwem. A główna bohaterka? To biedna Tessa, która pozbawiona własnej woli z własnej woli (sic!) wpadła w sidła niezrozumiałych ambicji własnych rodziców, zachłyśniętych minioną chwałą dawno zapomnianych przodków gnijących w odmętach dziejów i kamiennych grobowcach. Rzucona w nurt przypadków i nieszczęśliwych spotkań, naciskana przez społeczny ład i moralny porządek. Targana wichrami namiętności, burzą wewnętrznych rozterek i falami żalu oraz poczuciem niesprawiedliwości. Niczym mała, niestabilna łódka na wzburzonym oceanie nieubłaganych konwenansów, która niestety wywraca się i tonie.
Chociaż jej życie mogło upłynąć w spokojnym trybie, przy gospodarstwie z mężem, popijającym zaraz po ślubie jedynie od czasu do czasu, by na starość zakończyć nędzne i z czasem coraz bardziej bezproduktywne życie tonąc w morzu alkoholu, pozostawiając spracowaną i zaniedbaną żonę z gromadką umorusanych dzieci… I nie, to nie jest wymysł sfrustrowanej feministki, tylko podążanie tropem myślenia samego Hardy’ego i obrazu angielskiej wsi, jaki nam ukazuje.
Tak czy owak, życie Tessy dalekie było od powyższego i temu podobnych schematów epoki. Została uwikłana w pułapkę konwenansów, które współczesne społeczeństwo dawno już wyparło. Czytając powieść Hardy’ego ma się wrażenie, że główna bohaterka pozbawiona jest możliwości sfinalizowania jakichkolwiek procesów decyzyjnych według własnego „widzimisię”. Decyzje te są ukierunkowane przez przyjęte odgórnie sztywne zasady moralne. Zaryzykuję stwierdzenie, że kobieta ta nie ma zupełnie władzy nad swoim życiem, jest z niego wyłączona, decyduje o nim ogół a nie ona sama. Jeden błąd, który okazuje się tragiczny w skutkach poniekąd przekreśla młodej kobiecie szansę na zaznanie szczęścia w dalszym życiu. Widmo niefortunnego zdarzenia z przeszłości ściga Tessę i decyduje o jej dalszych losach. Sytuacja z punktu widzenia współczesnego czytelnika, wydaje się być kuriozalna a poczynania bohaterów niemal całkowicie niezrozumiałe i w związku z tym irytujące. Nie chcę wdawać się w niepotrzebne szczegóły, aby nie psuć przyjemności z czytania wszystkim zainteresowanym, bo mimo że Hardy potrafi tworzyć pretensjonalne sytuacje, to czyta się go z przyjemnością. Godny uznania jest tu przede wszystkim język oraz wszechobecna ironia, nie zawsze dostrzegalna na pierwszy rzut oka oraz wynikająca z niej krytyka przyjętych ówcześnie zasad i porządku społeczno-moralnego.
Hardy to niewątpliwie angielska klasyka i sądzę, że mimo wszystko warto się zapoznać z twórczością tego autora. W moim dorobku czytelniczym to jego druga pozycja. Pierwszą był „Juda nieznany”, który pozostaje w moim osobistym rankingu o klasę wyżej od „Tessy…”. Jeszcze kiedyś o nim napiszę ; )

Powitanie



Witam na moim blogu. Długo się zbierałam, żeby go założyć ale mam nadzieję, że o ile powstaje on w bólach, to jednak szybko nie zniknie, wena mnie nie opuści i sukcesywnie będę publikować swoje wypociny :) Zamierzam pisać głównie o książkach przeze mnie przeczytanych i filmach przeze mnie obejrzanych i ogólnych wrażeniach na ich temat. Mogą się też również zdarzyć „przypominajki” o różnego typu eventach artystycznych, którymi warto się zainteresować, w celu oderwania się od szarej, codziennej rzeczywistości…
A więc zapraszam i życzę miłej (mam nadzieję) lektury!