środa, 28 maja 2014

J.M.G. Le Clézio, Wojna

Odwieczna walka z systemem. 




Wojna. Wojna. Wojna. Wojna na skrzyżowaniach ulic, na chodniku, w domu towarowym, na przejściu dla pieszych, na ruchliwej jezdni. Wojna, krzyki i hałas wylewają się z każdego rogu kamienicy, ze wszystkich niezliczonych okien i drzwi. Wojna eksploduje na ulicy, z samochodów, autobusów, witryn sklepowych, banerów reklamowych. Wojna, którą bohaterka imieniem Bea B. odczuwa wszystkimi porami skóry, węchem, smakiem i dotykiem. Wojna, w której się gubi i nie może normalnie funkcjonować, dlatego „walczy”. Albo raczej twierdzi, że trzeba walczyć i w nieustannym monologu przekonuje o tym samą siebie ale i tajemniczego Pana X. W istocie to walka z samym sobą i tym jak postrzega się otaczającą rzeczywistość. Le Clézio atakuje tę rzeczywistość, zatopioną we wszechobecnym konsumpcjonizmie, prowadzi przeciwko niej własną wojnę. Atakuje jednak w tak chaotyczny sposób, że w pewnym momencie można się w tej walce zgubić, bo nie wiadomo już kto, co, jak i dlaczego. O ile początek książki elektryzuje i intryguje, to dalsza jej część staje się już tak powtarzalna i monotonna, że po połowie nabiera się ochoty, żeby uderzyć się młotkiem w głowę. Niestety, jak każde eksperymentalne dzieło, tak i twór Le Clézio jest niezwykle trudno przyswajalny i wymaga dużych pokładów cierpliwości. Im dalej w głąb lektury, tym ta literacka rzeczywistość staje się coraz bardziej agresywna i przytłaczająca. Zaczyna się dostrzegać też nielogiczność myślowego ciągu, bo raz „wojna jest destrukcją myśli” a za chwilę „wojna to myśl”. Zdaje się, że wojna jest wszystkim i niczym, trwa od początku świata a więc ziemia nigdy nie zaznała pokoju. Jak więc Bea B. może twierdzić, że: „Gdybym jeden raz, jeden jedyny raz, wiedziała, dlaczego pada deszcz i w jaki sposób wieje wiatr, to może wojna by się skończyła. Bo ja nie lubię wojny. Kocham pokój.”? Należałoby chyba wrócić do jaskiniowej egzystencji praojców.
„Wojnę” można w skrócie określić jako krytykę cywilizacji i wszelkich jej wytworów. Jednak w moim poczuciu, pozostaje ona nielogiczna i zbyt chaotyczna. Wiemy czym jest wojna, nie wiemy natomiast czym jest pokój, bo wychodzi na to, że… nigdy go nie było. Książka wydaje się być przeciągniętym i wydłużonym do granic możliwości krytycznym komentarzem współczesności, z którym właściwie do końca nie wiadomo co zrobić. 

poniedziałek, 19 maja 2014

K. O. Borchardt, Znaczy Kapitan

„Znaczy, ma być porządnie!”




          „Znaczy Kapitan”  to jedna z tych książek, która powinna znaleźć się na liście obowiązkowych lektur w polskich szkołach. Uczy i jednocześnie bawi do łez. Wspomnienia K.O. Borchardta, jednego z marynarzy, służących pod rozkazami kapitana Mamerta Stankiewicza, tytułowego Znaczy Kapitana przenoszą nas w świat dawno zapomniany. Świat, w którym pierwsze miejsce zajmował honor, przyjaźń i Ojczyzna. Zabrzmiało może za bardzo patetycznie ale tego patosu w książce, o dziwo, nie znajdujemy. Wszystko podane jest lekko, przyjemnie oraz przyswajalnie a przy tym naprawdę…. mądrze. Po prostu. Bez górnolotnej narodowej martyrologii i heroicznego poświęcenia, domagającego się pomnika, eposu, pieśni i złotych liter w podręcznikach.
            Książka podzielona jest na kilkanaście rozdziałów, z których każdy stanowi poniekąd osobną historię, związaną bądź to właśnie z tytułowym kapitanem, bądź też i z innymi postaciami, które trwale zapisały się na kartach historii polskiej marynarki handlowej. Opowieści te niosą czytelnika po falach (dosłownie!) nieustającej podróży. Stanowią też poniekąd zbiór zabawnych anegdot, okraszonych fantastycznym humorem, które niemal każdego doprowadzają choćby do skromnego uśmiechu (nie wspominając o możliwości wywołania salwy niepowstrzymanego rechotu). Pojawiają się także momenty tragiczne, całość jednak tchnie niespotykanym optymizmem. Książka ta opowiada nam o ludziach, których już nie ma, ale którzy nadal mogą nas czegoś nauczyć, chociażby szacunku dla drugiego człowieka oraz do własnej a także cudzej pracy, ale i pięknego patriotyzmu, zaufania oraz szczerej przyjaźni.

 „Znaczy Kapitan” to coś więcej niż dziennik pokładowy, czy zwykłe wspomnienia marynarza sprzed kilkudziesięciu lat. To niecodzienny zapis niezłomnych ale i pięknych charakterów, których dziś ze świecą szukać. Dlatego też książka ta przeznaczona jest absolutnie dla każdego, nie tylko dla znawców marynistyki, czy fanatyków mórz i oceanów. Dla każdego.