czwartek, 12 czerwca 2014

H. Murakami



Bardzo Daleki Wschód.



„Na południe od granicy, na zachód od słońca” była pierwszą przeczytaną przeze mnie powieścią japońskiego pisarza. Sama nie wiem teraz czemu, ale podeszłam do niej z mieszaniną fascynacji i niecierpliwego oczekiwania i choć książkę dosłownie pochłonęłam w jeden wieczór, powyższe uczucia bardzo szybko ze mnie wyparowały. Pochłonęłam przede wszystkim z racji tego, że język był łatwy i przyjemny a i fabuła nie pozostawała szczególnie skomplikowana. Niemniej jednak byłam rozczarowana. W związku z tym zdążyło upłynąć sporo wody w Wiśle, zanim zdecydowałam się dać Murakamiemu drugą szansę i tym razem wybór padł na „Norwegian Wood”. (Muszę przy tym uczciwie przyznać, że nie wybierałam akurat tych tytułów z czystą premedytacją, a raczej tylko dlatego, że akurat [nie]szczęśliwym trafem wpadły mi w ręce). Niestety dostałam niemal to samo, co w przypadku „Na południe od granicy…”… Główny bohater – nijaki, miałki, beznamiętny, pozbawiony jakiejkolwiek osobowości napotyka na swojej drodze same niesamowite i na wskroś oryginalne kobiety, z którymi nie wie co zrobić i które w końcu bezpowrotnie traci w wyniku swojego niezdecydowania. Cóż, bez tego nie byłoby pewnie powieści. Dosyć powolna fabuła okraszona jest miejscami mocno męczącymi dialogami, zdawałoby się o niczym, a do tego na każdym kroku przygniata nas fala samobójstw z niewiadomych przyczyn, najczęściej młodych ludzi. Zaczynam domniemywać, że samobójstwo to jakaś moda wśród japońskich nastolatków albo nieuleczalna, mentalna choroba społeczeństwa dalekiego „kraju kwitnącej wiśni”. Wszystko razem sprawia, że książka już na sam koniec staje się po prostu mdła.

Być może mój brak entuzjazmu i zachwytu, czy może nawet zrozumienia twórczości Murakamiego, wynika z mojej nieznajomości kultury Dalekiego Wschodu i mentalności Japończyków. Mimo to, nawet ja jestem w stanie dostrzec tu również pozytywne strony. Urzekającego liryzmu i spokoju płynącego z kart powieści trudno bowiem nie zauważyć i to chyba właśnie to sprawia, że nie można obok Murakamiego przejść obojętnie, nawet jeśli skończy się z nim swoją przygodę tylko na jednej książce. Smak uroku tu zawartego pozostaje. Ja spróbuję jeszcze raz, za jakiś czas. Do trzech razy sztuka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz